Hrabia
wysiał ze swą świtą…
Jan powitać spieszy migiem.
Wpół się kłania i powiada:
- Witam jaśnie Pana mile,
bo dwór tęsknił niesłychanie,
kiedy też tu powóz stanie.
-Drogi Janie - rzecze Hrabia -
Tyś mym sługą najwierniejszym
zatem Tobie wprost z Wrocławia
wiozę wór ten najcenniejszy.
Jan się na wpół schylił prawie,
nos utopi zaraz w trawie.
Niżej już nie może zwisać,
wącha trawę- będzie kichać.
Hrabia złapał go pod pachę,
dźwignął w górę.
- No mój Janie, dosyć skłonów.
Ty mnie prowadź do salonów.
I tak obaj weszli dumnie,
w progi zacne i bogate.
Hrabia rozsiadł się w fotelu.
Jan do kuchni, po herbatę.
"Jaśnie panu" szybko podać.
Zerka jednak zza futryny
No, w nich pewnie same cuda,
te dla Jana, "jak się uda"…
Hrabia zaś nie spiesznym gestem
delektuje się agrestem.
Zaś Hrabina w międzyczasie
spaceruje polem, lasem.
Wianki plecie, odpoczywa
No i
śpiewała coś pod nosem.
Cicho, bo chrapliwym głosem.
Wróćmy jednak na salony,
bo tam Jan jest poruszony.
I ciekawość Jana zżera:
Co jest w pudłach? Cóż?
„Cholera”.
Co też Hrabia ma dla Jana?
Co dla Jana przewiózł Pan?
Złoty kielich, złoty dzban,
albo może coś z odzienia, przecież
moda znów się zmienia...
Czy też może inne cuda?
Czy się niespodzianka uda?
Bo Jan wie, że Pan potrafi...
obdarować miłościwie.
Najhojniejszy wszak w Parafii...
przecież jest to jego Pan!
Za te trudny i te znoje
za posługę i za troskę...
kiedyś raz obiecał WIOSKĘ!
Dachy kryte ceramiką,
drzwi drewniane, okna, basen...
Ogrodzone! - tuż przed lasem.